czwartek, 25 sierpnia 2016

Body Chief

KATERING DIETETYCZNY BODY CHIEF. MOJA JEDNODNIOWA PRZYGODA Z JEDZENIEM W PUDEŁKACH 

Na fali szybkiego życia, bycia fit i czystego wygodnictwa, coraz więcej osób decyduje się na kateringi dietetyczne. Spróbowałam i ja. Ciekawi moich wrażeń? Zapraszam do przeczytania tekstu poniżej. 

wtorek, 12 kwietnia 2016

RESTAURACJA FIVERESTAURANT. NA LUŹNY WYPAD ZE ZNAJOMYMI


W marcu bardzo ciągnęło mnie w okolice pl. Grzybowskiego. Dlatego też, gdy chciałyśmy wybrać się z koleżankami na wspólny wypad do restauracji,  Five wydawała się idealna. Jak było? Wszystko wyjaśniam poniżej.

EDIT: Jak dowiedziałam się po publikacji posta FiveRestaurant została zamknięta. Co powstanie na jej miejscu na tę chwilę niewiadomo. Niemniej jednak zapraszam do tekstu poniżej :) 



FiveRestaurant przy ul. Grzybowskiej 5, byłyśmy umówione w pewien czwartkowy wieczór. Gdy dotarłam na miejsce byłam naprawdę zaskoczona wyglądem wnętrza, bo obserwując ich na Facebooku miałam zupełnie inne wyobrażenie tego miejsca. W środku panował bardzo luźny klimat. Duże stoliki, kanapy, krzesła. Przygaszone światła. Czułam się trochę jak w knajpie z amerykańskich filmów. I gdy dołączyły do mnie Dziewczyny, były równie zaskoczone i tylko potwierdziły moje odczucia. Jednak byłyśmy w równie luźnym, kobiecym gronie. Także pozostało nam po prostu przyzwyczaić się do odmiennych od naszego nastawienia realiów i cieszyć się spotkaniem. 



FiveRestaurant jest jedną z restauracji z przewodnika- rabatownika Go-Out, dzięki któremu drugie danie zamawia się za 1zł. Dlatego śmiało mogłyśmy zamawiać wszystko, co wpadło nam w oko. Menu było bardzo przejrzyste. Dania podzielone na przystawki, sałaty, pasty i pizze. Także postanowiłyśmy zamówić i spróbować potraw różnego rodzaju. Z przystawek wybrałyśmy tatar z łososia (27,90) z świeżym ogórkiem, sałatką, musem z awokado i frytkami, spośród propozycji makaronów stanęło na tagiatelle z bocznikami (29,90zł), szynką parmeńską, suszonymi pomidorami, tymiankiem, parmezanem i sosem śmietanowym, Z sałat zamówiłyśmy tę z krewetkami (29,90zł), musem brzoskwiniowym z kolendrą, chilli i prażonym kokosem oraz pizzę Parma (29,90zł), ser mozarella, prosciutto di parma, balsamico.

W tamacie napoi Dziewczyny zaszalały alkoholowo z domowym winem (9zł), zimowym grzańcem (10zł), a ja grzecznie z zimową herbatą (15zł)



Poprosiłyśmy o podanie wszystkich dań, poza pizzą, razem. I tak czekając na zamówienie nadrabiałyśmy towarzyskie zaległości. Osoby siedzące obok wyglądały przede wszystkim jak znajomi rozmawiający przy piwie/herbacie i jedzeniu. I w moim odczuciu, The Five jest właśnie idealnym miejscem do tego typu luźnych spotkań, gdy piwo i przekąski to za mało i ma się ochotę posiedzieć dłużej przy konkretniejszym jedzeniu. 



Gdy dostałyśmy nasze dania, nie wiedziałyśmy za co się zabrać. Wszystko wyglądało pysznie. Ja zdecydowałam się spróbować w pierwszej kolejności tatara z łososia i muszę przyznać, że był naprawdę rewelacyjny. Idealnie doprawiony, z mięsistą w smaku i konsystencji rybą. Do tego sałatka i frytki. Wszystko komponowało się ze sobą bardzo dobrze. Kolejną potrawą był makaron. Tagiatelle z boczniakami niestety nie powalało już tak na nogi. Danie smakowało tak, jakby było po prostu podgrzane przed samym podaniem. Zawierało jednak sporą ilość dodatków, a porcja sama w sobie była duża. Jednak to zdecydowanie nie to, co na bieżąco przyrządzone danie.  Na koniec zostawiłam więc sobie sałatkę z krewetkami. I tu ponownie byłam mile zaskoczona. Bo choć sałata sama w sobie nie prezentowała się jakoś wyjątkowo. To kompozycja smaków i jej doprawienie było odpowiednie. Ponadto dodatek musu brzoskwiniowego z kolendrą, kokosem i chili był naprawdę ciekawy. Fajnie zaostrzał smak i z krewetkami smakował idealnie. 



Po wspołnym spałaszowaniu trzech pierwszych dań, przyszła pora na ostatnie, czyli pizzę. Zanim zaczęłyśmy ją jeść minęła krótka chwila. Dlatego, gdy zauważyłyśmy, że zdążyła już wystygnąć, poprosiłyśmy o ponowne włożenie jej do pieca, by się podgrzała. Czekałyśmy cierpliwie kilka minut, mając nadzieję, że tym razem uda się zjeść idealnie podgrzaną. Jednak nic z tego. Choć pizza prosto z pieca trafiła na nasz stół, była tak samo zimna... Zrezygnowane, lecz nadal głodne postanowiłyśmy zjeść już taką, jaką dostałyśmy. Jednak, co było do przewidzenia, zimna pizza nie smakowała tak, jak mogłaby, gdyby była odpowiednio podana.

W temacie napoi nie mam za dużo do napisania. Były ok. Choć osobiście piłam znacznie lepsze herbaty zimowe za 15zł. 

Za 4 dania: sporą przystawkę, sałatę, makaron i pizzę, dzięki kuponowi Go-Out zapłaciłyśmy 59,80zł plus cena napoi. Wyszło więc bardzo korzystnie. Za niektóre dania (tatar z łososia i sałatę z krewetkami) z czystym sumieniem zapłaciłabym nawet standardową cenę. Płacąc za pozostałe (tagz boczniakami i pizzę Parmę), byłabym mocno rozczarowana.



Podsumowując naszą wizytę w FiveRestaurant myślę, że jest to świetne miejsce na wieczorne spotkanie ze znajomymi przy piwie i treściwym jedzeniu. Na romantyczną kolację we dwoje, jest raczej średnim wyborem. Ceny standardowe. Wybór dań spory. Każdy powinien więc znaleźć tu coś dla siebie. Potrawy od rewelacyjnych, po mocno rozczarowujące. Także ciężko się na cokolwiek nastawiać. Polecam wybrać się tam i przekonać się samemu. Myślę, że z ciekawości sama wpadnę tam przy jakiejś okazji jeszcze raz. Jeśli wybierzecie się przede mną, dajcie znać jak było :)






poniedziałek, 4 kwietnia 2016

KAWIARNIA CZYTELNIA. KAWIARNIA DO KTÓREJ SIĘ WRACA

Od zawsze lubiłam okolice Żoliborza i Bielan. Wiele wspomnień, dużo zieleni i klimat starych zabudowań. Dlatego, gdy dowiedziałam się, że w tamtych stronach znajduje się niewielka klimatyczna kawiarnia, wiedziałam, że prędzej czy później muszę się tam wybrać. 


wtorek, 29 marca 2016

RESTAURACJA BANJALUKA. PYSZNE MIEJSCE NA WIELE OKAZJI

Restauracja Banjaluka obchodziła niedawno swoje 15 urodziny. Po zmianie karty i licznych pysznie zapowiadających się daniach, w końcu udało mi się do niej wybrać. Jak było? Zdecydowanie pysznie… :)


Po zmianie lokalizacji i przeniesieniu się z ul. Puławskiej do Śródmieścia na ul. Szkolną 2/4, Banjaluka zaczęła kusić mnie coraz bardziej swoimi propozycjami lunchów udostępnianymi na Facebooku. Kolega świętował tam w zeszłym roku wieczór kawalerski. Gdy w Dzień Kobiet, wybrała się tam moja koleżanka i tylko potwierdziła mi, że jedzenie jest bardzo dobre, wiedziałam, że i ja muszę w końcu trafić do tej restauracji.
Pewnego niedzielnego wieczora, będąc umówiona ze znajomym (Mamo, Tato #tonierandka ;)), przeglądałam przewodnik- rabatownik Go-Out i trafiłam na Banjalukę. Wiedziałam, że będzie to dobra okazja, by w końcu się tam wybrać.



Po całym dniu na mieście, kawie i śniadaniu w porze lunchu w kawiarni Czytelnia na Żoliborzu (również polecam!:)), byłam już porządnie głodna. Na miejscu, tego niedzielnego wieczora ruch był umiarkowany. Gdy weszliśmy do środka od razu rzucił mi się w oczy dość ciemny, rozświetlony świecami, bardzo przyjemny wystrój. Na tamtejszej scenie występował zespół grający nastrojową muzykę. Usiedliśmy więc przy stoliku oddalonym od muzyków, by móc spokojnie porozmawiać. Jednak gdy podszedł do nas kelner, który delikatnie mówiąc, swoim zachowaniem nie zachęcał do pozostania na miejscu, postanowiliśmy zmienić stolik na jak najbardziej oddalony od poprzedniego. Zapowiadało się więc już od samego początku ciekawie. Ku naszej uldze okazało się, że na szczęście pan, który tym razem miał nas obsługiwać wiedział na czym powinna polegać praca kelnera.


Dostając więc menu, zaczęliśmy zastanawiać się co by tu wybrać. W karcie było mnóstwo pysznych propozycji.  Jednak wybór o dziwo był szybki i prosty. Wiktor zdając się na mnie powierzył mi wybór swojego dania. Dlatego padło na sałatę SALATA SA SKAMPIMA (29,90) cukinia, krewetki, grzanki czosnkowe, kiełki słonecznika, sos z mango, czuszki i kolendry oraz CRNI RIZOTO (29,90), czyli czarne risotto z małżami i ośmiornicą, sepią, czerwoną cebulą i czosnkiem. Do picia wzięliśmy ciekawie zapowiadające się lemoniady po 12,90. Ja buraczano-jabłkową, Wiktor mango z pomarańczą. Tuż przed samym złożeniem zamówienia doszliśmy do wniosku, że skusimy się jeszcze na zupę. Wiktor wybrał RIBLJA CORBA (11,90), czyli zupę rybną z mulami i dorszem,  a ja ZUPĘ DNIA (9,90), którą był tego dnia krem z szpinaku. Szykował się więc uczta smaków.


Rozmawiając i czekając na zamówienie, siedziało nam się na miejscu bardzo przyjemnie. Ciemne wnętrze nadawało bardzo przytulny klimat. Muzyka z początku odrobinę za głośna i energiczna zmieniła się na cichszą i bardziej nastrojową. A, że uwielbiam muzykę na żywo, to zaczynało być coraz lepiej.



A jeszcze lepiej było, gdy dostaliśmy w ramach przystawki marynowane warzywa (brokuł, kalafior, mini marchewki) i lemoniady. Warzywa były pyszne! Świetnie chrupiące, w niezwykle ciekawej w smaku marynacie. Idealnie zaostrzały smak i apetyt. Napoje, które dostaliśmy z kolei niewiele miały wspólnego z lemoniadami, ponieważ były to raczej soki z lodem. Smakowały jednak bardzo dobrze. Mój miks buraka z jabłkiem był bardzo ciekawy. Mango z pomarańczą Wiktora z kolei dość gęste i słodkie.


Czekaliśmy więc z niecierpliwością na nasze zupy. I warto było poczekać, bo obie były naprawdę przepyszne! Mój krem z szpinaku, idealnie doprawiony, ani trochę mdły. Z kolei zupa rybna Wiktora bardzo esencjonalna w smaku, również bardzo dobrze doprawiona i z naprawdę sporą ilością dorsza oraz dwiema muszlami. Lubię, gdy składników wymienionych w danym daniu nie trzeba szukać z lupą. i tu na szczęście nie trzeba było. Także pierwszy głód został nasycony i z tym większą ciekawością czekaliśmy na dania główne.


Dania główne, ze względu na sposób podania, były dla mnie dużym zaskoczeniem. Moja sałatka okazała się bowiem połówką cukinii z znajdującymi się w niej dodatkami. Smakowała bardzo dobrze. Krewetki były dobrze doprawione i mięsiste. Sos również zaskakiwał swoim smakiem. Także wszystko ciekawie komponowało się ze sobą. Brakowało mi w tym jednak sałaty, na którą miałam ochotę i na którą mocno liczyłam zamawiając właśnie takie danie z karty. Co do risotto, porcja ryżu wydawała się bardzo mała. Jak się jednak potem okazało w zupełności wystarczająca. Z mulami dookoła danie prezentowało się bardzo ciekawie. I w smaku było równie dobre. Żałuję jedynie, że kawałek podanej ośmiornicy nie był większy, bo smakował wybornie i mogłabym go jeść i jeść.


Szalejąc już do końca, mając ochotę na coś słodkiego, zdecydowaliśmy się zamówić jeszcze deser. Będąc już nieźle najedzeni, wiedzieliśmy, że jeden na spółkę, w zupełności wystarczy. Więc wybór był podwójnie trudny. Nie obyło się więc bez pomocy kelnera, który finalnie polecił nam CREMA DALMATINA (12,90zł), czyli mus czekoladowy z orzechami włoskimi. I tu napiszę tylko tyle. Nie sądziliśmy, że może być lepiej. A jednak mogło! Deser był tak pyszny, że przewyższał moje najśmielsze oczekiwania. Generalnie nie jestem wielką fanką czekolady. Ale smak i konsystencja tego deseru była tak pyszna, że zaczęłam żałować, że muszę się nim podzielić ;)))


Po zjedzeniu tylu pyszności, byliśmy naprawdę porządnie najedzeni. Wszystko było bardzo dobre, ciekawie podane i zaskakiwało smakiem. Do tego klimat restauracji sprzyjał wieczornemu relaksowi i pozytywnie nastrajał do rozpoczęcia kolejnego tygodnia. Także siedzieliśmy z Wiktorem na miejscu i oboje mogliśmy tylko potwierdzić, że był to dobry wybór.

Dodatkowo, tym razem muszę poświęcić odrębny akapit na obsługę kelnerką lokalu. Bo choć ta, przez postawę jednego z kelnerów, niemal nie wystraszyła nas na samym początku z lokalu, to przy drugim podejściu okazała się wzorowa! Sposób obsługi, zainteresowanie, doradzanie i nienachalne proponowanie różnych dań sprawiała, że czuliśmy się naprawdę idealnie zaopiekowani. I nie ukrywam, że taka obsługa jest jednym z czynników, dla których już nie mogę się doczekać kiedy będę miała okazję wrócić do Banjaluki. Tacy Kelnerzy dla restauracji to istny skarb! Cieszyliśmy się więc z Wiktorem, że jednak zostaliśmy :)


Dzięki kuponowi Go-Out za 3daniową ucztę (zupa, 2 danie, deser i gratisowa przystawka na spółkę), zapłaciliśmy 90,80. Bez niego suma wyniosłaby 119,7. Moim zdaniem zdecydowanie warto, bo wszystko było bardzo dobre.

Podsumowując mogę śmiało polecić Wam Banjalukę, na wiele okazji, jeśli lubicie ciekawe w smaku i sposobie podania dania. Nie przeszkadzają Wam ciemne lokale. Cenicie klimatyczne miejsca, które organizują koncerty dla swoich gości. My wychodziliśmy bardzo zadowoleni. Mam nadzieję, że je się tam wybierzecie, będziecie tak samo :)


czwartek, 24 marca 2016

KAWIARNIA KTOTOWIE. SĄSIEDZKA ATMOSFERA DO KWADRATU.

Obserwując działalność Ktotowie na Facebooku, wiedziałam, że będzie to ciekawe miejsce, do którego będę musiała prędzej czy później trafić. Pewnego zimnego i ponurego weekendu w końcu mi się udało. I już na wstępie mogę potwierdzić, że było  warto. Dlaczego? Już wyjaśniam. 



niedziela, 13 marca 2016

CAFE ART OF HOME. SPOKOJNA KAWA W PRACOWNI ARCHITEKTÓW



Cafe Art of Home było miejscem, które intrygowało mnie od dawna. Kawiarnia połączona z pracownią architektoniczną. Zapowiadało się ciekawie. Dlatego chętnie obserwowałam ich na Facebooku jeszcze przed samym otwarciem, a również potem. Gdy pojawili się jako partnerzy w aplikacji KofiUp, miałam dobrą okazję, by się tam w końcu wybrać i sprawdzić cóż to za miejsce. 


środa, 9 marca 2016

RESTAURACJA GRUZJA. NA GRUZIŃSKĄ BIESIADĘ



Jakiś czas temu byłam ewidentnie stęskniona za gruzińskimi przysmakami. Ale na szczęście okazje, żeby zaspokoić te zachcianki same stawały mi na drodze. O mojej wizycie w Chinkali Bistro mogliście czytać już na blogu. Teraz czas na relację dotyczącą Restauracji Gruzja


piątek, 4 marca 2016

MIAU CAFE. DLA PRAWDZIWYCH MIŁOŚNIKÓW KOTÓW



Ponieważ uwielbiam koty, to informacja o otwierającej się pierwszej w Warszawie kociej kawiarni dotarła do mnie dość szybko. Wybranie się więc do Miau Cafe było dla mnie tylko kwestią czasu. I na wizytę w tym miejscu warto było zaczekać, ponieważ w połowie lutego trafiła się ku temu idealna okazja. 17 lutego, czyli Światowy Dzień Kota. Nie było lepszego miejsca, by go świętować.


poniedziałek, 29 lutego 2016

QLKA CAFE. NAJGORZEJ WYDANE 26ZŁ OSTATNICH CZASÓW


QLKA CAFE. NAJGORZEJ WYDANE 26ZŁ OSTATNICH CZASÓW

Qlka Cafe odkryłam przeglądając przewodnik- rabatownik Go-Out. W rzeczywistości jest to sala zabaw połączona z kawiarenką. Zdziwiła się więc, że znalazła się na stronach Go-Out, między najlepszymi restauracjami w Warszawie. Niemniej jednak planując spotkanie z Kasią, która prowadzi bloga www.280dni.pl i jej synkiem Filipem, uznałam, że będzie to dobre miejsce. Częściowo miałam rację. Niestety tylko częściowo…


wtorek, 23 lutego 2016

ŚWIEŻO MALOWANE. UCZTA WSZYSTKICH ZMYSŁÓW



Końcówka stycznia. Wchodzę na facebooka i niespodziewanie dostaję wiadomość od koleżanki, z którą nie widziałam się od czasu skończenia studiów. „Hej Aniu. Masz może wolne 10 lutego od 19?” Zaskoczona, nie bardzo wiedziałam o co chodzi, a tym bardziej co odpowiedzieć. Bo przełom stycznia i lutego był dla mnie jeszcze wtedy wielką zagadką. Szybko jednak okazało się, że chodziło o spotkanie i wspólną kolację w restauracji Świeżo Malowane przy okazji walentynkowego koncertu jazzowego Sławek Uniatowski Sextet. Okazja do nadrobienia towarzyskich zaległości świetna. Nie mogłam więc nie zarezerwować sobie tego terminu na spotkanie z Magdą. 



piątek, 19 lutego 2016

CHINKALI. SMACZNE GRUZIŃSKIE PRZYSMAKI


Już od dłuższego czasu miałam ochotę na gruzińskie jedzenie. Dlatego, gdy dowiedziałam się do o promocji na tydzień z chaczapuri Imeruli  za 10zł!, organizowanej przez restaurację Chinkali, nie mogłam nie skorzystać ;)



poniedziałek, 15 lutego 2016

SWEET MOMENTS. SŁODKIE, SPOKOJNE CHWILE WYTCHNIENIA



O promocjach kawiarni i cukierni Sweet Moments pisałam na swoim fan page'u na Facebooku (Smak Życia Any)  już nie raz. Jednak przez długi czas, sama nie miałam za bardzo okazji, by z nich skorzystać. Mając w pamięci ich promocję  na kawę lub herbatę i gratisowe ciasto, postanowiłam przekonać się co to za miejsce. 


piątek, 12 lutego 2016

EAT ME DRINK ME. (NIE TYLKO) DLA FANÓW ALICJI W KRAINIE CZARÓW



Jeśli lubicie surrealizm książki „Alicja w Krainie Czarów” i szukacie miejsca innego niż wszystkie, to Eat Me Drink, będzie kawiarnią, która zapadnie Wam w pamięci jeszcze na długo po opuszczeniu ich progu. Dlaczego? Już wszystko tłumaczę :) 



Eat Me Drink Me mieści się na Kabatach, tuż obok bazarku, na ul. Wąwozowej 32. Planowałam wybrać się do ich magicznej krainy przez długi czas. W końcu trafiłam tam latem ubiegłego roku.  Podczas ciepłego wieczoru rozkoszowałam się ich pysznymi, zdrowymi koktajlami i ciastem  na kanapie przed budynkiem. Od tamtej wizyty minęło trochę czasu. Zdążyło zmienić się menu i aura za oknem. Jednak tak się ciekawie złożyło, że miałam okazję odwiedzić ich ostatnio dwukrotnie i za każdym razem wychodzić w pełni zadowolona. Dlaczego? Już tłumaczę :) 



Na moim profilu na Facebooku, udostępniłam Wam informację o promocji, którą zorganizowało EMDM. Do każdej kawy serwowali wtedy torcik różany za 2zł. Nie sądziłam wtedy, że sama z niej skorzystam. Jednak wolny wieczór po pracy sprzyjał właśnie takim spontanicznym wypadom na kawę i ciacho.



Gdy dotarliśmy z Pawłem (#tonierandka ;)) na miejsce, zostałam ponownie oczarowana klimatowi, który panował w środku. Cały wystrój nawiązujący do magicznej krainy, fikuśne meble i mnóstwo elementów dekoracyjnych. Wszystko tworzyło tam spójną całość. Do tego każdy zakątek kawiarni przystosowany do różnego charakteru towarzyskich spotkań. Więc czy to na rozmowę z przyjaciółką, wypad większą ekipą czy romantyczną randkę, każdy znajdzie tam odpowiednie miejsce dla siebie. 




My tego dnia postawiliśmy na iście królewski tron (dla mnie ;]) i wygodną kanapę.  Jednak zanim usiedliśmy, zamówiłam dla siebie największą możliwą latte (13zł) i do tego promocyjny kawałek ciasta różanego za 2zł. Paweł z kolei, dla zaspokojenia lekkiego głodu, zdecydował się na tartę z cukinią i batatami (12zł). 



Czekając na podanie zamówienia, nie mogłam odmówić sobie dokładnego rozejrzenia się po całym lokalu i zrobienia chyba z miliona zdjęć. I choć kawiarnia ta jest stosunkowo niewielka, to rzeczy do sfotografowania jest naprawdę ogrom. Każdy mebel, każda dekoracja, ściany, sufit, nawet toaleta… mogłabym tam spędzić cały dzień robiąc tylko zdjęcia :) Niemniej jednak, nie będąc tam sama, po zrobieniu mini sesji zdjęciowej, wróciłam do stolika, by móc spróbować tego, co zamówiłam.



Kawa była bardzo dobra. Smakowicie spieniona pianka, nie za mocne espresso. Tak, jak powinno być. Rozkoszowałam się nią do samego końca wizyty. Torcik z kolei, to z pewnością propozycja dla fanów smaku róży. Ponieważ ja się do nich zaliczam, to było to bardzo miła odmiana dla jedzonych przeze mnie ostatnio ciast. Lekki biszkopt przekładany różaną masą smakował bardzo dobrze. Dla mnie był odrobinę za suchy. Ale możliwe, że to przez późną porę i to, że każdy kawałek był już wcześniej pokrojony.  Niemiej jednak do kawy smakował w sam raz. I to nie tylko mi ;)



Napełniona po sam brzeżek moimi pysznościami, miałam jedynie odrobinę miejsca, by spróbować tarty Pawła. Kawałek, w sam raz na niewielki głód, był bardzo smakowity. Bardzo dobrze doprawiony, z niezbyt miękką, lekko chrupiącą cukinią i batatami. Podany z octem balsamicznym, który odpowiednio zaostrzał smak. Była to ciekawa alternatywa dla tamtejszych słodkości.




Niestety nie zdecydowaliśmy się na królujące tam słodkie i wytrawne pankejki. Liczba ich kompozycji, jest moim zdaniem, akuratnia. 6 propozycji słodkich i 3 słone, w tym 1 śniadaniowy. Uznałabym je raczej za sprawdzone klasyki, niż wymyślne propozycje. Ceny od 12 do 17zł w zależności od rozmiaru: S, M, L, czyli liczby placków (od 3 do 7).



Przy opisywaniu EMDM nie mogłabym jednak nie wspomnieć o obsłudze tego lokalu. Dziewczyny, które pracują tam na co dzień, są po prostu cudowne. Gdy tylko tam wchodzę, od razu poprawia mi się nastrój, a buzia sama śmieje. Nie tylko sympatycznie i profesjonalnie podchodzą do obsługi klienta, ale są również bardzo pomocne i bezproblemowe. A to niestety nadal rzadkość… :) Do tego mają piękną, egzotyczną urodę. Więc są do tego prawdziwą Ozdobą tego miejsca :)



Ja osobiście uwielbiam to miejsce. Za wystrój, pyszne jedzenie i napoje. Za panujący tam klimat, obsługę i oddaloną od dużego ruchu lokalizację. Do tego za różne ciekawe promocje i nowości, które są wprowadzane. Więc jak to w świecie Alicji w Krainie Czarów, nigdy nie jest nudno :)