piątek, 4 marca 2016

MIAU CAFE. DLA PRAWDZIWYCH MIŁOŚNIKÓW KOTÓW



Ponieważ uwielbiam koty, to informacja o otwierającej się pierwszej w Warszawie kociej kawiarni dotarła do mnie dość szybko. Wybranie się więc do Miau Cafe było dla mnie tylko kwestią czasu. I na wizytę w tym miejscu warto było zaczekać, ponieważ w połowie lutego trafiła się ku temu idealna okazja. 17 lutego, czyli Światowy Dzień Kota. Nie było lepszego miejsca, by go świętować.


 

Miau Cafe zlokalizowane jest na Woli, na ul. Zawiszy 14 (wejście do ul. Radziwie). Wejście nie rzuca się w oczy, więc nie szukając konkretnie tego miejsca, pewnie trudno byłoby mi tam trafić.  Po dłuższej chwili poszukiwań, zajścia do sklepu zoologicznego po przeciwnej stronie, bo tam na pewno będą wiedzieć ;) w końcu się udało.
 

Kawiarnia podzielona jest na dwie części. Najpierw wchodzi się do tej typowo kawiarnianej, gdzie składa się zamówienie. Dopiero potem można przejść do miejsca, gdzie przebywają koty. Pomieszczenia te oddzielone są od siebie podwójnymi drzwiami i malutkim łącznikiem, gdzie w razie przemieszczania się można minąć się z pozostałymi klientami kawiarni. W razie braku wolnego miejsca, można zaczekać również na kanapie lub stoliku w pierwszej części.


Patrząc na dość zwięzłe menu, zdecydowałam się standardowo na kawę latte (12zł) i cynamonową bułeczkę (6zł). Po czym udałam się do w kierunku drugiej sali, będąc bardzo ciekawa jak to wszystko tam wygląda.


Za drugimi drzwiami wchodzimy do zupełnie innego świata. Ciekawa stylizacja pomieszczenia na salon, z kanapami, fotelami i stolikami w starym klimacie. Do tego koty. Koty, które na pierwszy rzut oka wcale nie rzuciły mi się w oczy. Każde na swoim, upatrzonym miejscu, śpiące lub leniwie poruszające się po podłodze i meblach.



Nie wiem czy to z powodu tego wyjątkowego dnia, czy ogólnego zainteresowania kawiarnią, ruch jak na wczesne popołudnie, był spory. W zasadzie, to miałam szczęście, że byłam sama i znalazło się dla mnie miejsce, na wygodnym fotelu. Odłożyłam więc tam swoje rzeczy, po czym udałam się na sesję zdjęciową dookoła kociej krainy.



W międzyczasie dostałam również swoje zamówienie. Kawa i ciasto, zostały przyniesione przez jedną z pań z obsługi. Kawa była bardzo dobra, za to ciastko obłędne! Smakowało mi bardzo i choć starałam się nie zjeść go całego na raz, to było to naprawdę bardzo trudne ;) Delikatne ciasto i smak cynamonu idealnie się ze sobą przenikały. Także polecam ten wyrób z czystym sumieniem. I żałuję jednocześnie, że nie miałam okazji spróbować pozostałych słodkości Miau Cafe. Ponieważ ciasta również wyglądały zachęcająco.



Wracając jednak do samej kawiarni, to wszystkie koty  mają tam swoje imię. Mają też swoich opiekunów, którzy pilnują porządku i gości przybywających w kawiarni. i to w dosłownym tego słowa znaczeniu ;) Dlatego jeśli ktoś nie miał większej styczności z kotami lub po prostu nie wie jak się z nimi odpowiednio obchodzić, to jest duża szansa, że zostanie to wyłapane przez obsługę kawiarni. Czasami w milszy, czasami mniej przyjemny sposób. Niektórych może to drażnić. Ja sama również zwróciłam na to uwagę. Choć rozumiem w pełni powód i to, że jest to jednak miejsce, gdzie przebywają żywe stworzenia. Do tego o bardzo specyficznym charakterze. Nic więc dziwnego, że wymaga to odpowiedniego zachowania i szacunku do nich.


Generalnie sala z kotami jest dość mała, a wszyscy goście siedzą bardzo blisko siebie. Sprawia to, że większość osób niemal że szepta, a dzięki temu  panuje tam tym bardziej ciekawa atmosfera. Dlatego jeśli chcecie się spotkać z kimś by porozmawiać na bardziej osobiste tematy, to Miau Cafe, w moim odczuciu, nie jest najlepszym do tego miejscem ;)



Mnie kawiarnia Miau Cafe bardzo przypadła do gustu. Jedyne, czego mi zabrakło, to w wystroju typowo kocich elementów. Ich zdjęć i większej liczby dekoracji. I choć zdaję sobie sprawę, że to koty same w sobie są największą ozdobą tego miejsca, to z racji tego, że lubię taki dizajn, to właśnie to przykuło moją największą uwagę. Byłam na miejscu niemal dwie godziny. I choć pracowałam i potrzebowałam skupienia, to nie przeszkadzali mi, ani inny goście, ani tym bardziej koty. Wręcz przeciwnie, to właśnie dzięki tym czworonożnym pięknościom, mogłam się zrelaksować, odpocząć i oderwać na chwilę myśli. Dlatego, by tam przebywać, moim zdaniem, naprawdę trzeba LUBIĆ koty, a nie tylko je tolerować. Ponieważ to ich królestwo, to pozwalają sobie na wiele. I w tym jest właśnie cały urok tego miejsca :)

:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz