Ponieważ uwielbiam koty, to
informacja o otwierającej się pierwszej w Warszawie kociej kawiarni dotarła do
mnie dość szybko. Wybranie się więc do Miau Cafe było dla mnie tylko kwestią
czasu. I na wizytę w tym miejscu warto było zaczekać, ponieważ w połowie lutego
trafiła się ku temu idealna okazja. 17 lutego, czyli Światowy Dzień Kota. Nie
było lepszego miejsca, by go świętować.
Miau Cafe zlokalizowane jest na
Woli, na ul. Zawiszy 14 (wejście do ul. Radziwie). Wejście nie rzuca się w
oczy, więc nie szukając konkretnie tego miejsca, pewnie trudno byłoby mi tam trafić. Po dłuższej chwili poszukiwań, zajścia do
sklepu zoologicznego po przeciwnej stronie, bo tam na pewno będą wiedzieć ;) w
końcu się udało.
Kawiarnia podzielona jest na dwie
części. Najpierw wchodzi się do tej typowo kawiarnianej, gdzie składa się
zamówienie. Dopiero potem można przejść do miejsca, gdzie przebywają koty.
Pomieszczenia te oddzielone są od siebie podwójnymi drzwiami i malutkim
łącznikiem, gdzie w razie przemieszczania się można minąć się z pozostałymi
klientami kawiarni. W razie braku wolnego miejsca, można zaczekać również na
kanapie lub stoliku w pierwszej części.
Patrząc na dość zwięzłe menu,
zdecydowałam się standardowo na kawę latte (12zł) i cynamonową bułeczkę (6zł).
Po czym udałam się do w kierunku drugiej sali, będąc bardzo ciekawa jak to
wszystko tam wygląda.
Za drugimi drzwiami wchodzimy do
zupełnie innego świata. Ciekawa stylizacja pomieszczenia na salon, z kanapami,
fotelami i stolikami w starym klimacie. Do tego koty. Koty, które na pierwszy
rzut oka wcale nie rzuciły mi się w oczy. Każde na swoim, upatrzonym miejscu,
śpiące lub leniwie poruszające się po podłodze i meblach.
Nie wiem czy to z powodu tego
wyjątkowego dnia, czy ogólnego zainteresowania kawiarnią, ruch jak na wczesne
popołudnie, był spory. W zasadzie, to miałam szczęście, że byłam sama i
znalazło się dla mnie miejsce, na wygodnym fotelu. Odłożyłam więc tam swoje
rzeczy, po czym udałam się na sesję zdjęciową dookoła kociej krainy.
W międzyczasie dostałam również swoje zamówienie. Kawa i ciasto, zostały przyniesione przez jedną z pań z obsługi. Kawa była bardzo dobra, za to ciastko obłędne! Smakowało mi bardzo i choć starałam się nie zjeść go całego na raz, to było to naprawdę bardzo trudne ;) Delikatne ciasto i smak cynamonu idealnie się ze sobą przenikały. Także polecam ten wyrób z czystym sumieniem. I żałuję jednocześnie, że nie miałam okazji spróbować pozostałych słodkości Miau Cafe. Ponieważ ciasta również wyglądały zachęcająco.
Wracając jednak do samej
kawiarni, to wszystkie koty mają tam swoje
imię. Mają też swoich opiekunów, którzy pilnują porządku i gości przybywających
w kawiarni. i to w dosłownym tego słowa znaczeniu ;) Dlatego jeśli ktoś nie
miał większej styczności z kotami lub po prostu nie wie jak się z nimi
odpowiednio obchodzić, to jest duża szansa, że zostanie to wyłapane przez
obsługę kawiarni. Czasami w milszy, czasami mniej przyjemny sposób. Niektórych może
to drażnić. Ja sama również zwróciłam na to uwagę. Choć rozumiem w pełni powód
i to, że jest to jednak miejsce, gdzie przebywają żywe stworzenia. Do tego o
bardzo specyficznym charakterze. Nic więc dziwnego, że wymaga to odpowiedniego
zachowania i szacunku do nich.
Generalnie sala z kotami jest
dość mała, a wszyscy goście siedzą bardzo blisko siebie. Sprawia to, że większość
osób niemal że szepta, a dzięki temu panuje tam tym bardziej ciekawa atmosfera. Dlatego
jeśli chcecie się spotkać z kimś by porozmawiać na bardziej osobiste tematy, to
Miau Cafe, w moim odczuciu, nie jest najlepszym do tego miejscem ;)
Mnie kawiarnia Miau Cafe bardzo
przypadła do gustu. Jedyne, czego mi zabrakło, to w wystroju typowo kocich elementów. Ich zdjęć i większej
liczby dekoracji. I choć zdaję sobie sprawę, że to koty same w sobie są
największą ozdobą tego miejsca, to z racji tego, że lubię taki dizajn, to
właśnie to przykuło moją największą uwagę. Byłam na miejscu niemal dwie
godziny. I choć pracowałam i potrzebowałam skupienia, to nie przeszkadzali mi,
ani inny goście, ani tym bardziej koty. Wręcz przeciwnie, to właśnie dzięki tym
czworonożnym pięknościom, mogłam się zrelaksować, odpocząć i oderwać na chwilę
myśli. Dlatego, by tam przebywać, moim zdaniem, naprawdę trzeba LUBIĆ koty, a
nie tylko je tolerować. Ponieważ to ich królestwo, to pozwalają sobie na wiele.
I w tym jest właśnie cały urok tego miejsca :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz