Końcówka stycznia. Wchodzę na
facebooka i niespodziewanie dostaję wiadomość od koleżanki, z którą nie
widziałam się od czasu skończenia studiów. „Hej Aniu. Masz może wolne 10 lutego
od 19?” Zaskoczona, nie bardzo wiedziałam o co chodzi, a tym bardziej co
odpowiedzieć. Bo przełom stycznia i lutego był dla mnie jeszcze wtedy wielką zagadką.
Szybko jednak okazało się, że chodziło o spotkanie
i wspólną kolację w restauracji Świeżo Malowane przy okazji walentynkowego koncertu jazzowego Sławek Uniatowski
Sextet. Okazja do nadrobienia towarzyskich zaległości świetna. Nie mogłam
więc nie zarezerwować sobie tego terminu na spotkanie z Magdą.
10 lutego okazał się wyjątkowo
paskudnym dniem. Deszcz na przemian ze śniegiem. Jeden z tych dni, kiedy nie
bardzo się chce w ogóle wychodzić z domu. Dodatkowo Świeżo Malowane jest
zlokalizowane na Ochocie, na al. Jerozolimskich 181, w budynku Adgar Park West, niedaleko galerii
handlowej Blue City. Miałam więc niestety
kawałek, by tam dobrzeć. Ale motywacja, by się spotkać i spróbować dań z nowej
karty tej restauracji była wielka. Nie miałam więc ani chwili zawahania.
Na miejscu byłyśmy jeszcze na
długo przed rozpoczęciem koncertu. Dzięki temu miałyśmy możliwość spokojnie
porozmawiać i zjeść. Pierwszy rzut oka na menu i już wiedziałyśmy, że szykuje się istna uczta dla naszych
zmysłów. Nie spodziewałyśmy się jednak, że aż taka.
Sama restauracja jest dość spora. Urządzona w nowoczesnym, eleganckim stylu tworzy miłą atmosferę. I choć jest
zlokalizowana w budynku o typowo biurowym charakterze, to siedząc na miejscu
wcale się tego nie czuje. Dlatego, moim zdaniem, jest to świetne miejsce nie
tylko na biznesowy lunch, ale i
romantyczną kolację we dwoje.
Ponieważ wybór dań wymagał od nas
dłuższego zastanowienia się, postanowiłyśmy zacząć od zamówienia czegoś do
picia. Wybór padł na lemoniady o
ciekawych propozycja smakowych. Magda wybrała mango, ja litchi (11zł). Obie
podane w iście koktajlowym stylu, były bardzo orzeźwiające i smaczne.
Potem postanowiłyśmy zaspokoić
pierwszy głód przystawkami w postaci
Proscciuto Crudo (26zł) i Sałaty z rucoli (24zł) z kozim serem. Jako
wielka fanka koziego sera byłam bardzo ciekawa tej przystawki. Pochłonięta jednak
rozmową w międzyczasie zdążyłam w ogóle zapomnieć co dokładnie zamówiłam ;) Dlatego
gdy dostałam talerz z sałatką z rukoli i czymś owalnym obok, byłam pewna, że to
bagietka. Wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to naprawdę duży kawałek
koziego sera. Podgrzany, z karmelizowanym
wierzchem, smakował obłędnie! Do
tego idealnie doprawiona sałatka. Rozkoszowałam się każdym kolejnym kęsem. Jako
wielka fanka zieleniny żałowałam jedynie, że ilość rukoli była tak niewielka. Jak
na taką porcję koziego sera, moim zdaniem, nie była wystarczająca. Tak czy
inaczej, pierwsze doznania był bardzo obiecujące. Nie mogłyśmy się więc
doczekać na dania główne.
Spośród dań głównych obie wybrałyśmy makarony.
Magda Ravioli (28zł) ze szpinakiem i
ricottą w sosie maślano-pieprzowym. Ja z kolei Tagiatelle Rosso (36zł) z krewetkami, pastą truflową i młodym
szpinakiem. I tu po pysznej przystawce nawet nie sądziłam, że może być
jeszcze lepiej. Gdy tylko spróbowałam mojej pasty myślałam, że po prostu rozpłynę się z rozkoszy. Moje kubki
smakowe wariowały od całej gamy różnych smaków, które tworzyły idealne
połączenie. Makaron, dzięki sosowi, był
tak niesamowicie aromatyczny, że nie
mogłam nadziwić się kunsztowi tego dania. Bardzo dobre krewetki i delikatny szpinak
idealnie dopełniały smak całego dania.
Ravioli Magdy również były bardzo
dobre. Choć, jak obie przyznałyśmy, nie robiły takiego wrażenia, jak moje
tagiatelle. Delikatne ciasto i farsz komponowały się bardzo dobrze. Do tego
maślany sos dopełniał smak całości. Oba dania, choć podane na głębokim talerzu,
wydawały się początkowo bardzo małe.
W rzeczywistości okazały się naprawdę sporą porcją. Ja mój makaron
jadłam i jadałam, a talerz pozostawał przez długi czas niemal pełny.
Po zjedzeniu dwóch dań i
nasyceniu głodu, nadszedł czas na odpoczynek i tym razem ucztę dla duszy. Dzięki pięknemu
koncertowi jezzowemu sextetu Sławka Uniatowskiego, wieczór był niesamowicie
przyjemny. Cudowna muzyka, dobór piosenek i głos wokalisty przypomniał mi jak
bardzo lubię muzykę na żywo i jak bardzo mi tego brakuje.
Na sam koniec pysznych smaków,
nie mogłyśmy odmówić sobie spróbowania jeszcze deseru. Wybór padł więc na Fondat
czekoladowy (17zł). I tu ponownie zaskoczenie smakiem było ogromne! Pyszne,
delikatne ciasto. Jak dla mnie
idealne, bo nie za bardzo czekoladowe.
Z dodatkiem świeżo siekanej mięty oraz sosu waniliowego smakowało obłędnie.
Na samo wspomnienie wszystkich potraw,
które tam zjadałam robi mi się przyjemnie i błogo. Dawno nie jadłam tak wielu, tak pysznych dań w jednym
miejscu. Niesamowite połączenie smaków, jakość i pomysłowość zrobiła na
mnie wielkie wrażenie. Spędziłam w Świeżo Malowane fantastyczny wieczór, pełen
miłych wrażeń i smakowych doznań. Koncerty
jazzowe organizowane są tam co tydzień. Więc polecam je Waszej uwadze. Bo połączenie pysznego jedzenia z dobrą
muzyką, to cudowna kombinacja zdecydowanie warta wybrania się na miejsce,
nawet w deszczowo- śnieżny dzień… ;)
P.S. Magda, jeszcze raz dziękuję za zaproszenie. To był
niezapomniany wieczór :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz