środa, 23 grudnia 2015

WARSZAWA-GDAŃSK-WARSZAWA PO MOJEMU, CZYLI 6 LOKALI W 2 DNI

Z tego posta nie dowiecie się gdzie warto zjeść czy wypić w Trójmieście. O tym w kolejnych postach, bo żeby zmieścić wszystko w jednym, byłoby zdecydowanie za długo (a i tak jest, także polecam uzbroić się w dawkę ciekawości i determinacji, by dotrwać do końca;)). To raczej kilka porad i rekomendacji jak można zupełnie na spontanie spędzić niespełna dwa dni w tych nadmorskich miastach. Ale spędzić je w moim stylu, czyli odwiedzając możliwie jak najwięcej ciekawych lokali gastronomicznych :)

Ponad miesiąc temu udało mi się kupić bilety lotnicze Ryanair do Gdańska, na króciutki, niespełna dwudniowy wyjazd. Kosztowały śmieszne pieniądze, bo 18zł w obie strony. W międzyczasie dużo się działo. Oprócz wykupionego przelotu nie miałam nic. Ani transferu na lotnisko w Modlinie, ani też noclegu. I w sumie zaczęłam oswajać się z myślą, że w końcu odpuszczę sobie tę wycieczkę i zostanę w Warszawie. Jednak dosłownie jeden dzień przed odlotem doszłam do wniosku, że szkoda by było zmarnować taką okazję. Więc dosłownie w kilka minut ogarnęłam i ModlinBus i hotel, dzięki czemu ciekawa przygoda stała przede mną otworem. 
 

 Wtorek, godzina 3:15 w nocy. Pobudka, bo samolot startował o 7:50. Pomimo kilku godzin snu, o dziwo wyspana, wstałam i po porannym rytuale, jechałam już na lotnisko. Byłam wystarczająco wcześnie, by na spokojnie pozwiedzać sobie terminal. Kupić bez sensu 1,5l wody, której przecież nie mogłam zabrać ze sobą… ;) I odprawić się tuż przed zamknięciem bramek. I wtedy się zaczęło. Okazało się bowiem, że odprawiając się przez internet, zapomniałam ściągnąć karty pokładowej na telefon! Za 10 minut zamykają odprawę, a ja jestem w czarnej d… W informacji okazało się, że owszem mogą mi wydrukować kartę, jednak jej koszt wynosi 79zł!... Bez komentarza… Szybkie i bardzo nerwowe włączenie laptopa, ściąganie wi-fi przez telefon, logowanie w systemie. Minuty uciekają, a ja cała w stresie. W końcu na szczęście się udało i mogłam polecieć. Także zapowiadał się ciekawy początek podróży.

Przydałaby mi się taka ;) źródło: internet


Lot sam w sobie był oczywiście bardzo krótki. Faktycznie dłużej startowaliśmy i lądowaliśmy niż byliśmy na pełnej wysokości. Napisałam 1/3 posta na bloga i już trzeba było się pakować. Po dotarciu do Gdańska, przywitał mnie za to delikatnie padający śnieg, który mienił się w pierwszych promieniach porannego słońca. Bajka. Świat i rzeczywistość wyglądała od razu lepiej. Niemniej jednak poza wiadomym planem odwiedzenia kilku lokali, nie miałam zielonego pojęcia co dalej. Było przed 9, dobra hotelowa zaczynała się o 14:00, co tu ze sobą zrobić? I wiecie co? Lotnisko Gdańsk jest po prostu cudowne! Bardzo ładnie zaprojektowane, w tym czasie, świątecznie udekorowane. W tle bardzo przyjemna muzyka, za oknami ładny widok. Aż chciało się tam przebywać. Więc nie śpiesząc się nigdzie zostałam tam dłuższą chwilę, by pozbierać myśli, zjeść owocową przekąskę i zaplanować najbliższy czas. 
 


Bardzo mocno ciągnęło mnie do Gdańska, do Retro- mojej ukochanej kawiarni na starówce. Z przyjemnym klimatem, pysznymi kawami i ciastami. Więc właśnie tam postanowiłam się udać. Pół godziny autobusem, bo #mytaxi niestety nie działa w Trójmieście, i byłam na miejscu. O mojej wizycie tam napiszę odrębnego posta, ale teraz napiszę tylko tyle. Nie zawiodłam się. Przyjemne dwie i pół godziny na miejscu, dokończony zaległy post i miałam się widzieć ze znajomym. Pojechaliśmy na obiad do włoskiej knajpy Trattoria U Przyjaciół. Zupełnie nowe miejsce. Na obrzeżach Trójmiasta. Bez Bartka pewnie nigdy bym tam nie trafiła. A byłaby to wielka szkoda, to było warto :) Więcej w kolejnym poście. Na koniec dnia również wróciłam na „stare śmieci” i mój ukochany klub na plaży w Sopocie, czyli Klub Atelier. Tam zdecydowałam się na bardziej kawiarniane wyjście, bo alkohol nie bardzo był mi w głowie. Więc dobra latte do pisania kolejnego posta okazała się idealna.

Poruszanie się po Trójmieście bardzo ułatwiła mi aplikacja #jakdojadę.pl. Bez niej zapewne bym zginęła ;) A tak, to mogłam przemieszczać się między trzema miastami bez większych komplikacji. Nie miałam niestety pola do popisu z kombinacjami, jak dojechać jeszcze szybciej niż proponuje to apka, ale mimo wszystko dawałam radę ;)







Jeśli chodzi o nocleg, to rezerwowałam go dzień wcześniej. Trochę zmartwiona czy znajdę coś sensownego, za namową znajomego, weszłam na Booking.com i zaczęłam wyszukiwać wszelkie możliwości. Ustawienie odpowiednich filtrów w wyszukiwarce i moja twarz od razu się rozpromieniła. Najtańsze noclegi w Gdańsku, już od 20zł, mogłam zarezerwować w hostelu przy samej starówce. Jednak większość z Was pewnie wie jak to wygląda. Wspólne pokoje, obcy ludzi, łazienka na korytarzu. Nie do końca miałam na to ochotę. Dlatego zjeżdżając odrobinę niżej ukazała mi się kolejna ciekawa propozycja osobnego pokoju z łazienką w hotelu CityRooms24 za 44zł! Żeby było śmieszniej cena była obniżona o 85%. W co akurat do końca nie wierzę ;), ale tak czy inaczej była bardzo atrakcyjna, a to było w końcu najważniejsze. Dodatkowo 9km od lotniska, 7km od centrum Gdańska, 6 km do Sopotu, 10min spacerkiem stacja SKM, a 5min na piechotę przystanki tramwajowe i autobusowe. Jak dla mnie było ok. Nie zastanawiając się za długo, zrobiłam rezerwację.

Dojeżdżając na miejsce odrobinę się zdziwiłam. Bo na okolicę hotelu składały się same bloki, a sam budynek okazał się… lokalem usługowym z odrębnym wejściem dla gości. Także żabka po lewej, studio urody i solarium po prawej… ;) Przeraziło mnie to trochę. Ale po wejściu do środka, a potem do pokoju, uspokoiłam się, bo standard był naprawdę w porządku. Pokój nie za duży nie za mały, schludny, ze świetną fototapetą na ścianie i sporą łazienką z kabiną prysznicową. Dodatkowo łóżko było mega wygodne, więc spało mi się bardzo dobrze. Więc jeśli nie będzie Wam zależeć na nie wiadomo jakim standardzie i bliższej centrum lokalizacji, to mogę spokojnie polecić ten… hotel ;) 
 
Zdjęcie: http://city-rooms-24.gdanskhotel24.com/pl/#mobile-accordion

 



Kolejnego dnia chciałam z kolei odwiedzić Sopot. Wstałam dość wcześnie, więc z pokoju wymeldowałam się po 9 i ruszyłam do stacji SKM, skąd miałam 5 przystanków do centrum Sopotu. Jeszcze w pokoju szukałam jakiejś przyjemnej kawiarni na poranną kawę i dość szybko znalazłam La Crema Cafe. Zlokalizowana na samej górze Monciaka, 10minut spacerkiem od stacji kolejowej, także idealnie. Tam kolejna pyszna kawa, o której w kolejnym poście, laptop na stoliku i ciężka praca ;)

Będąc ostatnie godziny nad morzem, w zbliżającej się porze lunchowej, postanowiłam pójść potem coś zjeść. Postanowiłam wybrać się do 3 Siostry, które niestety otwierały się dopiero o 13. I właśnie takie zrządzenia losu lubię, bo gdyby nie to nie trafiłabym do Fidel, lokalu obok, który był cudownym odkryciem :) Po pysznym lunchu, nieodpartej ochocie na coś słodkiego, która skończyła się i tak koniec końców na cieście w 3 Siostry ;) przyszła pora pomyśleć o powrocie. I się znowu zaczęło…

W kolejnym popłochu zorientowałam się, że przecież nie mam biletu powrotnego z lotniska do Warszawy! I pomyślałam: „No nie, czy ja nigdy się nie nauczę?!” ;) Co lepsze sprawdzając na szybko dostępność biletów w telefonie, pokazało mi, że na pierwszą opcję nie zdążę, z kolei na kolejną będę musiała czekać 4 godziny! No way! Laptop na stół i paczam jeszcze raz. I tym razem ulga, bo bilety są normalnie dostępne. I to w przeróżnych godzinach. Niemniej jednak jedyny minus kupowania ich na ostatnią chwilę, to cena. Normalnie można je kupić już od 9zł, ja płaciłam najwyższą możliwą stawkę, czyli za dojazd spod PKiN na lotnisko 33zł, a z lotniska na Młociny 28zł. Jeśli bilety kupujemy tego samego dnia, można je kupić również przed samym odjazdem u kierowcy. Tylko wtedy zawsze płacimy najwyższą cenę. Podróż Modlinbusem w obie strony była dla mnie bardzo przyjemna. Za pierwszym razem jechałam 40 minut małym busem, z powrotem autokarem 55 minut ze względu na wypadek w Łomiankach. Warto więc uwzględnić możliwość korków, szczególnie w przypadku dojazdu na lotnisko. A przy podróży w godzinach szczytu, można też rozważyć dojazd do Modlina pociągiem.


Od dawna marzyłam o tym, by tak spontanicznie polecieć sobie gdziekolwiek mnie poniesie. I udało się! :) Z odpowiednią ilością wolnego czasu, odrobiną szczęścia przy kupnie promocyjnych biletów i dowolnej sumie pieniędzy w kieszeni, w zależności od wymagań, można ciekawie spędzić czas, gdziekolwiek nie wyjdziecie. Trzeba tylko najpierw wiedzieć, co chcecie robić, a potem to zrobić. Mnie się udało, Wam też może się udać! :) 
 




 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz