Ponieważ od dawna interesuje się zdrowym żywieniem, staram
się wybierać miejsca, które serwują właśnie takie jedzenie. Gdy dowiedziałam
się o promocji Legal Cakes, które jest znane pełnowartościowych, zdrowych
słodkości postanowiłam zabrać tam mą Joannę z www.schowek.jm.blogspot.com i wypróbować ich
dobroci.
Legal Cakes to klimatyczna cukiernio-kawiarnia na Woli
(kolejne miejsce w tamtych okolicach, Gosia, mam nadzieję, że jesteś zadowolona
;)) na ulicy Chłodnej 2/18, niedaleko Hali Mirowskiej, tuż przy skwerze
Sybiraków i kościele św. Andrzeja Apostoła. Lokal ma piękną antresolę i jest
urządzony bardzo przytulnie. „Legalne Dziewczyny” robią wszystko na miejscu.
Zamówienia są wykonywane na bieżąco, a ciasta i desery w zależności od
wyczerpania.
Dużym plusem i wyróżnikiem tego miejsca jest ich firmowa
„maskotka” lub raczej gospodarz- pies rasy amstaff. Jest on bardzo łagodny i
uwielbia być głaskany. Wita wszystkich gości, a do tych bardziej znanych niemal
zbiega po schodach :) Poza tym ogólnie jest to lokal „dog friendly”.
My z Asią wbiłyśmy się od razu na górę i wybrałyśmy wygodne
miejsce w kącie antresoli. Po dłuższych czułościach z piechem, chwili
zastanowienia i małych wątpliwościach, byłyśmy gotowe złożyć zamówienie. W
ramach promocji do wybranej kawy, można było zjeść śniadanie za połowę ceny.
Śniadaniem okazało się podstawowa, większa część menu, do której dobierało się po dwa dodatki. Asia od razu
wybrała naleśniki na bazie mąki kasztanowej i kukurydzianej z różnymi
nadzieniami- czekoladowym i twarogowym z owocami (16zł). Do tego małe latte
(8zł). U mnie natomiast finalnie stanęło na pankejkach również z mąką
kasztanową z dodatkiem masła orzechowego i twarożku owocowego (16/19zł) i dużej
latte (10zł), na poleconym mi przez Kelnerkę mleku kokosowym (+3zł).
Po chwili dostałyśmy nasze kawy, które niestety nie wyglądały za bardzo zachęcająco. Średnio udane latteart bardziej zniechęcało, niż zachęcało do wypicia kawy. Po spróbowaniu mojej latte byłam niestety baaaardzo rozczarowana. Mocno kwaśny smak espresso zupełnie nie łączył się z tłustawym posmakiem mleka kokosowego. Dopiero po dolaniu dodatkowej porcji mleka i posłodzeniu dwóch łyżeczek cukru (czego normalnie nie robię), kawa była znośna. W przypadku małej latte Asi na mleku krowim było podobnie. Choć zwykłe mleko odrobinę bardziej neutralizowało smak espresso.
Będąc bardzo ciekawa jak smakuje ich wyrabiany na miejscu
chleb czystoziarnisty poprosiłam o mały kawałeczek na spróbowanie. I tu muszę
przyznać, że było on bardzo dobry. Świeżutki, z wyraźnym smakiem wszystkich
dodatków (m.in. słonecznik, komosa ryżowa, jagody goji, siemię lniane), był
naprawdę bardzo ciekawą, kolejną opcją śniadaniową (13zł za zestaw).
Potem przyszła pora na nasze dania. Prezentowały się ładnie.
Smakowały ciekawie. Oba nie za słodkie, nie za mdłe. Z wyczuwalnym smakiem mąki
kasztanowej. Moje pankejki były w swojej konsystencji mocno zbite, a przez to
bardzo sycące. Ich skład nie do końca zgadzał się z tym, podanym w menu, co
zauważyłam dopiero w domu, biorąc drugiego placka na wynos. Bo o ile były tam wspomniane
nerkowce, to już o orzechach laskowych nie było ani słowa. A tak się ciekawie
składa, że są to jedne z najbardziej i najczęściej uczulających orzechów. Sama jeszcze do niedawna byłam na nie bardzo
uczulona, co powodowało mocne problemy z oddychaniem. Dlatego, choć z mojej
strony, elastyczność w pracy kucharza jest miło widziana, to powinno być to
jednak uwzględniane podczas serwowania dania.
Wybrane przeze mnie dodatki były niestety średnim trafem. Naturalne masło orzechowe tłumiło smak placków i zaklejało mnie na dłuższą chwilę po każdej spróbowanej porcji. Twarożek był przyjemnie lekki, aczkolwiek nie czuło się w nim wyraźnego owocowego smaku. Po zjedzeniu połowy porcji byłam już na tyle nasycona, że uznałam, że tyle mi w zupełności wystarczy
Co do naleśników Asi, to były one ciekawe w smaku. Mnie
raczej bardziej przypadło do gustu nadzienie czekoladowe. Choć nie wiem jak by
to było, gdybym miała zjeść go całego. Dodatek świeżych owoców- banana i
pomarańczy nadawało daniu przyjemnej lekkości. Pewnie z racji mniejszej ilości
ciasta, danie to było mniej sycące od mojego.
Podsumowując, mogę napisać, że miałam co do tego miejsca
bardzo duże oczekiwania. Może po prostu za duże. Nastawiałam się na kulinarny
orgazm, którego niestety nie dostałam. Kawa była niesmaczna i jeszcze długo
potem pozostawiła mi spory niedosyt przyjemności z picia mojego ulubionego,
gorącego napoju. Zestawy śniadaniowe były z kolei ciekawą i z pewnością zdrową propozycją,
nie dającą jednak nam pełni satysfakcji. Spotkałam się z opinią, że ich ceny
zbyt wygórowane. Tu się z kolei zupełnie nie zgodzę. Za podobne dania, wykonane
ze standardowych składników, zapłacimy podobną cenę. A koszt ich wykonania jest
z pewnością dużo mniejszy. Ponadto bardzo doceniam też to miejsce za swój zamysł
„No need to cheat”, że słodkości wcale nie muszą być od razu niezdrowe lub
tuczące. Osobiście po zjedzeniu połowy porcji byłam syta jeszcze przez ładnych
kilka godzin. Podczas gdy po zjedzeniu
niektórych potraw potrafię być głodna już po 2/3 godzinach. Dlatego mocno
wierzę w to, że było to możliwe dzięki faktycznie dobrze zbilansowanym i pełnowartościowym
produktom. Wszystkim zwolennikom zdrowych słodkości, mimo wszystkich moich
zastrzeżeń ;), polecam to miejsce,
choćby po to, by przekonać się jak mogą smakować słodkie i zdrowe dania.
Natomiast wielbiciele psów i ci, którzy boją się „groźnych ras” powinni
odwiedzić Legal Cakes choćby ze względu na tego uroczego amstaffa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz