Sobotni poranek, po przeciągniętym wieczorze i z wizją pójścia do pracy w
samo południe... To w naszym przypadku z Pawłem mogło oznaczać tylko
jedno. Śniadanie poza domem.
Nie będę rozpisywać się nad tym jak
pół wieczoru siedziałam na wyszukaniu odpowiedniego ku temu miejsca z
satysfakcjonującą nas oboje ofertą i w przystępnej cenie. Ale uwierzcie,
że mimo tak licznych i różnorodnych propozycji było ciężko.
Szczególnie, że chciałam wypróbować kolejne mieście w ramach KAWA Festival Warszawa. I to był w sumie jedyny dobry trop. Po długim czasie stanęło w końcu na wyborze sztuka umiaru i na śniadanie i na miejsce festiwalowe.
Śpiąca 8 rano, moje poranne rytuały (o tym kiedyś napiszę więcej), kiwi na oczyszczenie ;) i herbata na pobudkę. Także o 9:30 byliśmy gotowi do wyjścia.
Dojechaliśmy na Tarczyńską 5/9 na Ochocie tuż przed 10. I dobrze, że
nie wcześniej. Bo jak się okazało lokal ten jest otwarany w soboty
dokładnie od tej godziny (na fb jest niestety mylna informacja). Chwila
na spokojne otwarcie dla obsługi i trochę po 10 uderzyliśmy na miejsce. I
dobrze, bo kawiarnia jak i my, była bardzo zaspana. Na szczęście
wszyscy bardzo szybko się rozbudzaliśmy... ;)
W środku zastaliśmy bardzo miłą obsługę. Kelnerka bardzo przyjaźnie
zaprezentowała nam całe menu. Po dłuuuuższym namyśle oboje
zdecydowaliśmy się na wrapy. Paweł z łososiem, ja z camembertem i serem
blue. Do tego, of kors, zestaw festiwalowy.
Sztuka umiaru, to tak
naprawdę nie tylko kawiarnia, ale rownież winiarnia i miejsce wielu
ciekawych wydarzeń, które można śledzić na ich fan page'u na Facebooku.
Ma dwie kondygnacje, także przestrzeni tam nie brakuje. Lokal jest
urządzony dość surowo, jednak nie brakuje mu, mimo wszystko, przyjemnego
klimatu i ciekawego wyrazu.
My wybraliśmy miejsce na kanapie na
dole, na tyłach lokalu. Jako pierwszą dostałam kawę, która już po samym
wyglądzie zapowiadało się pysznie. I tak też faktycznie było. Delikatne
espresso, puszysta pianka i wiórki kokosowe. Smakowało bajecznie. Także
za kawę duży plus.
Potem przeszedł czas na śniadaniowe wrapy. I
one, podobnie jak kawa, prezentowały się równie dobrze, jak wyglądały.
Zjedliśmy nasze porcje z dużym apetytem aż do samego końca. Pani, która
nas obsługiwała przygotowała naprawdę pyszne danie, trafiając idealnie w
nasze smaki. Pełni po sam brzeżek, mieliśmy przed sobą jednak jeszcze
deser.
Paweł doszedł do wniosku, że nie będzie jednak pił kawy. Więc,
mając w pamięci, jej pyszny smak, wypiłam ją za niego;) Deserem
natomiast podzieliliśmy się na pół, a drugi mieliśmy zabrać do domu.
Torcik czekoladowy z porzeczką ani nie prezentował się zbyt dobrze, ani
też dobrze nie smakował. Dla nas okazał się niestety zbyt słodki.
Trafionym dodatkiem do niego, faktycznie była kwaskowata porzeczka.
Jednak mimo to zdecydowanie nie dorównywał on smakiem pysznej kawie.
Podobnie jak w przypadku dnia poprzedniego, deser okazał się dla mnie
sporym rozczarowaniem. Jednak nie wątpię, że mógł znaleźć swoich fanów
wśród wielbicieli czekolady, do których ja się za bardzo nie zaliczam.
W międzyczasie w lokalu zaczęli pojawiać się kolejni goście. Było to
zapewne spowodowane zaplanowanymi na godzinę 11 warsztatami dla dzieci.
Jednak w tym czasie, rodzice zostawali na dole, mogąc skorzystać z menu.
Bardzo lubię, gdy lokale gastronomiczne angażują się w różnorodną
działalność i organizują ciekawe wydarzenia. Sztuka umiaru z pewnością
się do nich zalicza. I dzięki temu łącząc w sobie bardzo smaczną kawę i
jedzenie w przystępnych cenach, zjednuje sobie kolejnych zwolenników, do
których my rownież po tej wizycie będziemy się zaliczać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz