Poświąteczny wieczór po pracy. Rozpierająca energia, milion
pomysłów na to, co by porobić i zero konkretów, co do ich zrealizowania. I w
takich sytuacjach zawsze słucham się najgłośniejszej myśli i podążam za tym, co
najbardziej w duszy mi gra. A wtedy zagrała akurat dawka kofeiny ze spienionym
mlekiem, w jakimś przytulnym miejscu z laptopem na kolanach.
Także cel już był. Trzeba było tylko znaleźć takie miejsce. Lisia Kita? Zdecydowanie pasowała do tych zachcianek. O mojej ostatniej wizycie tam, przeczytacie na blogu: http://smakzyciaany.blogspot.com/2015/12/lisia-kita-miejsce-w-ktorym-mozna-sie.html Ale tym razem rządna nowych doznań, zdecydowałam się poszukać czegoś nowego. Dłuuuugi research w necie, rozważenie wszelkich możliwości i w końcu udało się wybrać!
Także cel już był. Trzeba było tylko znaleźć takie miejsce. Lisia Kita? Zdecydowanie pasowała do tych zachcianek. O mojej ostatniej wizycie tam, przeczytacie na blogu: http://smakzyciaany.blogspot.com/2015/12/lisia-kita-miejsce-w-ktorym-mozna-sie.html Ale tym razem rządna nowych doznań, zdecydowałam się poszukać czegoś nowego. Dłuuuugi research w necie, rozważenie wszelkich możliwości i w końcu udało się wybrać!
Moko-tuff, bo to właśnie tę kawiarnię wybrałam, to miejsce,
które obserwowałam na facebooku już od dłuższego czasu. Jednak, jak to ja, z
milionem planów na minutę, nie miałam okazji by trafić tam wcześniej. A tak, to
standardowo. Laptop do torby, słuchawki na uszy i w drogę. Metrem na
Racławicką, w głośnikach rap Taco Hemingwaya. Także idealnie warszawsko.
Po dotarciu na miejsce byłam dość zaskoczona wyglądem lokalu. Stosunkowo spory, rozłożysty, lekko surowy, a jednak przytulny. W bardzo ciekawym klimacie, ze świetnymi grafikami na ścianach. Miejsca zarówno na spotkania większą grupą, jak i kawę we dwoje. Stoliki z krzesłami, fotelami i kanapami. Do wyboru, do koloru. Gdy weszłam kilka stolików było już zajętych. Przy jednym z nich znajoma, z uniwersyteckiego koła naukowego MOTO UW ;), z którą nie wiedziałam się już od dłuższego czasu (M, pozdrawiam! :)). Świat jest mały. Zdecydowałam się więc usiąść w kąciku, przy najmniejszym stoliku. Choć nie ukrywam, że miałam ochotę rozsiąść się w którymś z miękkich foteli lub kanap. No ale niestety, wszystkie najlepsze miejsca były już zajęte… :)
Rozłożyłam rzeczy i poszłam złożyć zamówienie. I zgodnie z
rytmem serca, była grana duża latte (12zł) na mleku migdałowym (+2zł), z
syropem karmelowym (+1,5zł). Bitej śmietany niestety nie było. Więc musiałam
obejść się smakiem. Za gablotą wiele ciekawych ciast. Jednak z zamówieniem
kawałka postanowiłam się wstrzymać. Usiadłam więc z powrotem na swoim miejscu i
zaczęłam tworzyć kolejny post. Po chwili dostałam kawę. Z ładną, delikatną latteart, smakowała bardzo dobrze. Myśli płynęły gładko, siedziało się przyjemnie.
A jak zwolniło się miejsce na ogromnej kanapie, było nawet jeszcze lepiej.
Po dłuższym czasie zdecydowałam się zamówić również ciasto.
Podeszłam do lady i miałam oczywiście dylemę, które wybrać. Wszystkie wyglądały
pysznie. Większość bezglutenowa, było dobrze. Jak zwykle postanowiłam poprosić
o pomoc w wyborze. Chłopaki z obsługi opowiedzieli mi o swoich faworytach i
przytaknęli na mój wybór ciasta migdałowego z jagodami (12zł).
Wróciłam na miejsce i po chwili dostałam mój kawałek.
Prezentował się, jak sami widzicie… średnio ;) Ale spojrzałam na to z
przymrużeniem oka. Bo nie wszyscy zwracają uwagę na takie rzeczy, nie zawsze
udaje się równo pokroić kawałek i nie zawsze da się przenieść go na talerzyk
bez naruszenia. Każdemu się zdarza :) Zaaaaa toooo smak tego ciasta był O B Ł Ę
D N Y! I tak, nie da się napisać tego inaczej jak caps lockiem z rozstrzeloną
czcionką. Daaaawno nie jadłam tak dobrego ciasta. Idealnie słodkie, a
jednocześnie na tyle delikatne, że nie zamulało. Pyszny krem, smak jagód,
migdałowy biszkopt. Wszystko było idealne. Rozkoszowałam się każdym kęsem do
samego końca mojego pobytu w kawiarni.
Na koniec, tuż przed zamknięciem, wychodząc już, podeszłam
do baru i dopiero wtedy zauważyłam jak smacznie zapowiadające się menu mają.
Krem z pieczonych kasztanów z jarmużem i migdałami. Różne propozycje burgerów,
makarony, dania mięsne i wegańskie. Jest w czym wybierać. Po rozmowie z
Chłopakami tylko utwierdziłam się, że nie tylko smakowicie brzmi, ale podobno i
faktycznie bardzo dobrze smakuje. Także ochota by się przekonać została jak
najbardziej pobudzona! :)
Cóż mogę więcej napisać o tym miejscu? Moko-tuff to naprawdę
ciekawe odkrycie. Dobra lokalizacja (tuż przy metrze Racławicka), duży,
przyjemny lokal z fajnym klimatem, sporym wyborem kaw, innych napojów i
różnorodnych dań. Z przepysznymi ciastami, bo wierzę, że nie tylko to wybrane
przeze mnie takie było. Moim zdaniem idealnie wpisuje się w klimat Mokotowa.
Także serdecznie polecam i czekam na kolejną okazję, żeby odwiedzić to miejsce,
tym razem w typowo kulinarnym wydaniu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz