Muszę przyznać, że aby dotrzeć do
Bardziej musiałyśmy się z Natalią nieźle nachodzić. Tego dnia, w święto Trzech
Króli, ciągnęło mnie gdzieś w okolice pl. Unii Lubelskiej. I właśnie tam wysiadłyśmy,
jadąc tramwajem. Początkowo chciałam sprawdzić @Cafe Niespodzianka na
Marszałkowskiej, jednak traf chciał, że tego dnia była jednak zamknięta, a my
nie bardzo miałyśmy pomysłu co dalej. Spadł śnieg, było dość zimno, ale
doszłyśmy do wniosku, że przejdziemy się wzdłuż ulicy i a nuż znajdziemy jakieś
ciekawe miejsce. I tak chodząc i wybrzydzając, poznałyśmy wiele ciekawych
lokali, jednak żadne z nich nie oferowało tego, na co miałyśmy akurat ochotę. Dochodząc
do ul. Oleandrów zauważyłam tuż za
rogiem nowy lokal, o którym jeszcze nie słyszałam. Postanowiłam wejść i zobaczyć
cóż takiego kryje się za drzwiami. I gdy tylko weszłam, poczułam to COŚ. To, co zawsze mówi mi, że to odpowiednie miejsce.
Jednak z racji tego, że Natalia
była głodna, a jak to tapas bar, oferuje przekąski, to ruszyłyśmy jednak dalej,
na poszukiwania innego miejsca. Powrotny kierunek pl. Unii, kolejne odwiedzone
lokale i niestety nic, co by nas w pełni usatysfakcjonowało. Dlatego
zrezygnowane, postanowiłyśmy, ku mojej uciesze, wrócić z powrotem do Bardziej.
Tym samym przechodziłyśmy ten sam odcinek Marszałkowskiej po raz trzeci ;)
Już od samego ponownego wejścia
nie mogłam napatrzeć się na intrygujące
wnętrze. W lekko kolonialnym stylu,
dość ciemne, ale bardzo klimatyczne. Świetnie urządzone, z pasującymi do siebie
wszystkimi elementami. Samo siedzenie tam było już wielką przyjemnością. Do tego
bardzo sympatyczna pani, która nas obsługiwała, prawdopodobnie (współ?)właścicielka,
która chętni odpowiadała na nasze liczne pytania. I bardzo ciekawe menu z jeszcze
Bardziej przystępnymi cenami ;) Wszystko
zapowiadało się obiecująco.
Patrząc na wybór przekąsek, ponieważ
trudno nam było zdecydować się na jedną konkretną zdecydowałyśmy się wciąż 3 z
nich do podziału na spróbowanie. Jak się później okazało, była to bardzo dobra
decyzja. Wybrałyśmy pankejki z grillowanym
bekonem i syropem klonowym (9zł), tradycyjną hiszpańską tortillę z sosem aioli
(10zł) oraz chrupiące kalmary podane
z czarnym aioli (13zł). Do tego
herbatę jesienną (11zł) i wodę (6zł).
Jesienna herbata była bardzo smaczna i ciekawie podana. Na zimową i
śnieżną pogodę za oknem, w sam raz. Po chwili oczekiwania na podanie dań,
dostałyśmy w gratisie również chipsy z
buraka. I tu muszę przyznać, że choć dość tłustawe od smażenia, były
przepyszne! Idealnie doprawione, nie za twarde, nie za miękkie. Smakowały po
prostu świetnie. A przy okazji idealnie spełniały swoją rolę startera, bo nie
były za bardzo sycące, za to świetnie umilały oczekiwanie na podanie naszego
zamówienia.
Po dłuższej chwili, siedząc sobie
zrelaksowane i rozmawiając, na nasz stół trafiły wszystkie dania. Już na
pierwszy rzut oka wyglądały świetnie.
Stojąc obok siebie robiły naprawdę fajne wrażenie. A jak się w trakcie jedzenia
okazało, smakowały jeszcze lepiej! Kalmary
idealnie chrupiące, nie za tłuste, nie gumowate, jak to często bywa, były
pyszne. A z sosem czarne aioli wręcz rewelacyjnie. Pankejki, czyli przystawka, na którą najbardziej byłam nastawiona
również mnie nie zawiodły. Pysznie przeplatające się smaki słonego,
grillowanego bekonu, słodkiego syropu klonowego i puszystych naleśników, były
naprawdę ogromną przyjemnością dla moich kubków smakowych. Będąc mocno
przyzwyczajona do polskiego pojęcia tortilla spodziewałyśmy się zwykłych
placków pszennych. Na szczęścia dostałyśmy faktycznie, prawdziwą, tradycyjną hiszpańską tortillę. I choć nie jestem znawcą
kuchni hiszpańskiej, to nam smakowała bardzo. Dobrze doprawiona, idealnie
ścięta, nie za sucha masa jajeczna, miała bardzo ciekawy smak. Dodatkowo było
do niej podane malutkie piwo,
którego jednak, ze względu na brak ochoty, nie wypiłyśmy. Niemniej jednak był
to bardzo miły dodatek.
Najadłyśmy się tymi trzema
tapasami bardzo. Jednak nie towarzyszyło temu poczucie ciężkości i
przejedzenia. U mnie, na twarzy, zawitał nawet uśmiech, który jest jednym z najlepszych znaczników jakości i
zadowolenia z jedzenia :)
Choć pełne po sam brzeżek, nie
mogłyśmy się jednak oprzeć, żeby nie spróbować ich słodkiej propozycji. Szyszki kajmakowe podane z ciepłym sosem
truskawkowym i czarnym pieprzem (8zł) były bardzo dobre. Może nie
zachwycały tak, jak poprzednie dania i były bardziej spolszczoną propozycją
deseru, niemniej jednak w połączeniu z ciepłym sosem truskawkowym, wyróżniały
się smakiem.
My zdecydowałyśmy się na
wszystkie ciepłe przystawki. Jednak w ofercie znajdują się również ciekawe zimne przekąski, jak i jedna
wegetariańska sałatka. Ponadto bar
specjalizuje się w bardzo ciekawych autorskich
koktajlach (np. Dr Jekyll: wódka cynamonowa, syrop waniliowy, limonka,
rozmaryn za 18zł czy Wartogłowy Wilson: earl grey gin, cytryna, syrop cukrowy,
pianka cytrynowa za 19zł). I to właśnie wieczorami, z tego, co się
dowiedziałyśmy, Bardziej cieszy się największą popularnością i wzmożonym ruchem
wielbicieli napoi alkoholowych.
Menu: http://www.bardziejbar.pl/gastro-menu-2/
Siedząc na miejscu ponad godzinę
naprawdę nie chciało nam się stamtąd wychodzić. Byłyśmy totalnie zrelaksowane,
w sam raz najedzone i bardzo mile zaskoczone smakowymi doznaniami. Do tego za
wszystkie dania zapłaciłyśmy 40zł,
do podziału na pół, doliczając jedynie koszt napoi. Myślę, że te dania były
zdecydowanie warte swojej ceny. A dodatkowo bardzo miła atmosfera i obsługa sprawiła,
że z pewnością wrócę tam jeszcze nie raz :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz